Nic dodać, nic ująć, prawda?
Gdy specjalistka od celebrytów i wybryków gwiazd bierze się za temat wampirów, musi być inaczej niż do tej pory. Na pytania o „Błękitnokrwistych”, boom na martwych facetów oraz to, co z niego wynika, odpowiada Melissa de la Cruz, amerykańska pisarka i dziennikarka, korespondentka między innymi „Cosmopolitana” i „Vogue”.
Chwała temu, kto wymyślił Internet – choć mnie i Melissę dzieli ocean, możemy pogadać bez zbędnych formalności i zwłoki. Choć zwłoki byłyby pewnie na miejscu…
Jaguar: Jesteś autorką wielu poczytnych powieści dla nastolatek i o nastolatkach. Co zainspirowało Cię do pisania o wampirach?
Melissa: Tak naprawdę zawsze uwielbiałam opowieści o wampirach – w dzieciństwie zaczytywałam się “Miasteczkiem Salem” Stephena Kinga i książkami o Lestacie Anne Rice. Mój wydawca, z którym współpracuję przy serii „Au Pairs”, zapytał któregoś dnia, czy nie miałabym ochoty zmierzyć się z horrorem… Podrzuciłam jej pomysł „Błękitnokrwistych” – opowieść o należących do elity nastolatkach, które odkrywają, że są wampirami. Zaskakujące, ale pisanie o tym przychodzi mi dość naturalnie. Poza tym czułam ogromną chęć, by odświeżyć nieco cały gatunek, tak więc – zero trumien, zero kołków i żadnego umierania na słońcu!
Jaguar: Czyli interesowałaś się wampirami, zanim nastąpił cały ten medialny boom na krwiopijców?
Melissa: O tak! Kocham powieści Anne Rice i samą ideę umęczonych, pięknych i tragicznych istot!
Jaguar: Po sieci krążą rozmaite plotki, wyjaśnijmy więc raz na zawsze – ile będzie tomów „Błękitnokrwistych”?
Melissa: Od dawna planowałam napisanie serii książek, bo marzyło mi się opowiedzenie dramatycznej, epickiej historii – i teraz mam okazję, by ten plan zrealizować. Nie chcę mówić, że zamierzam napisać tyle, a tyle książek, to byłoby nieszczere. Po prostu nie mam pojęcia, dokąd zaprowadzi mnie historia błękitnokrwistych i jak wiele stron zajmie opisanie całości. „Błękitnokrwistych” właściwie można podzielić na etapy. Pierwsze cztery książki koncentrują się wokół jednego wątku, w piątej zaś pojawia się nowa zagadka, która zostanie częściowo rozwikłana w tomie siódmym. Cóż, naprawdę nie umiem określić, ile książek będzie liczyła CAŁA seria. Mogę tylko obiecać, że koniec kiedyś nastąpi i że wszystkie wydarzenia właśnie do niego prowadzą.
Jaguar: Jesteś dziennikarką ze sporym doświadczeniem, czy Twoje dotychczasowe perypetie w świecie gwiazd i celebrytów znalazły odzwierciedlenie w „Błękitnokrwistych”?
Melissa: Celowo umieściłam akcję powieści w świecie, który doskonale znam – w świecie celebrytów, modelek, bogaczy – dzięki temu przy pisaniu mogę swobodnie korzystać z doświadczeń… A tych jest mnóstwo!
Jaguar: Może więc ujawnisz nam, co z realnego świata wyemigrowało do świata wampirów?
Melissa: Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to klub, do którego, za czasów collage’u często chodziłyśmy z przyjaciółką. Nazywał się „The Bank” i nie mogłam się powstrzymać, by nie umieścić go już w pierwszym rozdziale. Spędziłam tam mnóstwo czasu i mam wiele miłych wspomnień, więc czemu nie?
Jaguar: W „Błękitnokrwistych” jest wielu bohaterów – wszystkich wymyśliłaś ot tak, po prostu, czy ktoś Cię zainspirował?
Melissa: Tak naprawdę każdy z bohaterów reprezentuje inny aspekt mojej własnej osobowości. Gdy miałam około piętnastu lat, zachowywałam się podobnie do Schuyler – byłam tak samo wyobcowana i nieśmiała. Mimi to ja około dwudziestki – znacznie pewniejsza siebie i obyta. Czyli, tak właściwie, wychodzi na to, ze sama się zainspirowałam…
Jaguar: A który z bohaterów jest tym ulubionym?
Melissa: O nie! Nie ma mowy, nie wskażę ulubionej postaci, nawet nie chcę się nad tym zastanawiać. Wszyscy bohaterowie są mi tak samo bliscy, każdy z nich jest częścią mnie i każdego z nich doskonale rozumiem.
Jaguar: A co sądzisz o boomie na wampiry, który obserwujemy od czasu „Zmierzchu” Stephenie Meyer?
Melissa: Myślę, że ludzie zawsze byli zafascynowani wampirami – ich nieśmiertelnością, mocą, tym posmakiem lekkiej perwersji. Teraz stało się to po prostu bardziej widoczne. Sama mam słabość do niektórych krwiopijców, choćby do wspomnianego już Lestata z powieści Anne Rice czy bohaterów serii „Underworld”.
Jaguar: Niektórzy pomstują na nowy typ wampira. Nie czujesz pewnej tęsknoty za tym dawnym krwiopijcą, straszliwym hrabią Draculą? Jak się odnajdujesz w rzeczywistości, w której drapieżniki masowo przechodzą na dietę i świętują Walentynki?
Melissa: O tak, teraz faktycznie nadeszła moda na wampira-chłopaka, milutkiego i seksownego Lestata po wizycie u dentysty i rwaniu kłów! To dość zabawne… Taki krwiopijca to bezpieczna opcja, atrakcyjna zwłaszcza dla nastolatek, dla których niegdysiejszy potwór staje się nagle bliski i kusząco dostępny. Myślę, że to jak ewolucja, po prostu współczesność dodała kolejną warstwę do starego mitu, uwspółcześniła go. Dla mnie Lestat jest tak atrakcyjny, bo de facto JEST potworem, śmiertelnie niebezpiecznym drapieżnikiem – ale może ja jestem ze starej szkoły…
Jaguar: Wracając do „Błękitnokrwistych” – skąd wziął się pomysł na osadzenie postaci w historii USA? Purytanie wampirami…
Melissa: Któregoś dnia, gdy buszowałam po sieci, natknęłam się na stronę poświęconą genealogii ludzi wywodzących się od pierwszych osadników, którzy przypłynęli do Stanów na pokładzie Mayflower. To fascynujące, ze wśród tych, których przodkowie założyli osadę w Plymouth, znaleźli się nie tylko prezydenci USA Goerge Bush i Franklin Roosevelt, ale na przykład Marylin Monroe i Oprah Winfrey! Pomyślałam sobie wtedy – a co by było, gdyby ci wszyscy znani, bogaci i wpływowi ludzie byli znani, bogaci i wpływowi dlatego, że… nie są ludźmi?
Jaguar: Wspomniałaś, że ludzi zawsze pociągała pewna perwersyjność w postaci wampira… A jak jest z Mimi i Jackiem? Rodzeństwo, a jednak kochankowie. Nie obawiałaś się głosów krytyki?
Melissa: Krytycy zawsze się znajdą J Nie jestem zresztą pierwszą osobą, która sięga po temat zakazanego związku. Do moich ulubionych książek należą między innymi “Kwiaty na poddaszu” Virginii C. Andrews, „Tajemna historia” Donny Tartt i cała seria „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R. Martina – we wszystkich tych powieściach pojawia się wątek takiej nieakceptowanej, ocierającej się o kazirodczą, miłości. Z jednej strony jest to szokujące, z drugiej zaś – ogromnie fascynujące. A poza tym to bardzo ciekawe pisać na temat tabu! Nie zapominajmy też, że związki pomiędzy blisko spokrewnionymi osobami były usankcjonowane kulturowo, co zresztą wpisuje się w historię „Błękitnokrwistych”. Egipscy faraonowie poślubiali własne siostry, nie inaczej czynili i rzymscy imperatorzy. No i najważniejsze: Jack i Mimi nie są bratem i siostrą w normalnym rozumieniu tego słowa. To w końcu wampiry. I mają inne zasady J
Jaguar: Wampiry, anioły, upadłe anioły… A gdzie Lucyfer we własnej osobie?
Melissa: Spokojnie! Lucyfer we własnej osobie pojawi się w kolejnych tomach!
Jaguar: Świetnie, skoro pojawi się Lucyfer, może będzie również film?
Melissa: Cóż, tego obiecać nie mogę. Jesteśmy w tracie rozmów z kilkoma producentami, więc zobaczymy. Hollywood jest zupełnie nieprzewidywalne. Filmowcy właśnie zaczęli prace nad ekranizacją serii „Au Pairs”, do której prawa zostały sprzedane cztery lata temu. Byłam przekonana, że projekt jest martwy, nagle jednak okazało się, ze nie tylko nie jest martwy, ale nawet został szczęśliwie reanimowany, wykazuje wszelkie oznaki życia i bardzo możliwe, że film będzie już w przyszłym roku. Więc, kto wie? Już kilka razy rozmawialiśmy o ekranizacji „Błękitnokrwistych”, jednak jeszcze nie udało się nam sfinalizować projektu. Mam tylko nadzieję, że dożyję chwili, gdy filmowcy wreszcie wezmą się za moje wampiry!
Jaguar: Musieliby zacząć kręcić w Nowym Jorku, potem przenieść się do Wenecji, a później?
Melissa: Najpierw do Rio, potem do Paryża… Piąty tom, „Misguided Angel”, rozgrywa się w kraju makaronu i oliwy, we Włoszech. A tak konkretniej, ekipa musiałaby się zabrać do Florencji.
Jaguar: Abstrahując na koniec od wampirów w ogóle, jak to jest być pisarzem? Co jest w tej pracy najtrudniejsze, a co daje najwięcej radości?
Melissa: Zdecydowanie najtrudniejszą rzeczą jest rozpoczynanie pracy. Nienawidzę zaczynać! Po prostu nienawidzę, zupełnie nie mogę się zebrać! Uwielbiam za to ten moment gdzieś w środku, gdy wszystkie elementy wskakują nagle na właściwe miejsce. A potem trzeba kończyć, związać wszystkie wątki – z tym też mam problem! Poza tym szalenie bawi mnie jedna rzecz - moje własne „zdecydowanie”. Często jest tak, że mam jakiś pomysł, do którego się zapalam, ale, gdy zaczynam pisać, uznaję, że wpadłam na coś lepszego. Więc poprawiam wszystko, piszę dalej, a potem dochodzę do wniosku, że ten pierwszy zamysł jednak był lepszy, więc odkręcam to, co poprzednio zakręciłam. Tego zupełnie nie da się przewidzieć! To zabawne, że pisząc, wiesz, co chcesz napisać, a jednocześnie nie jesteś tego do końca świadoma. Historia zmienia swój kształt niezależnie od twoich zamiarów i w efekcie wynik nigdy nie odpowiada do końca zamierzeniom. Ale to balansowanie pomiędzy tym, co znane, a tym, co jeszcze nieodkryte, jest tak naprawdę bardzo, bardzo fajne.
Jaguar: Podejrzewam, ze jako dziennikarka i pisarka, nie masz zbyt wiele wolnego czasu… Ale gdy wyrwiesz chwilę dla siebie, przy czym najlepiej się relaksujesz?
Melissa: Wstyd się przyznać, ale wydaje mi się, że moim hobby są zakupy. To koszmarne, usiłuję przestać, bo naprawdę nie potrzebuję kolejnych ciuchów. Moja szafa i tak pęka w szwach! Niestety, uwielbiam wszelkie gadżety oraz (nie)zbędne drobiazgi, kocham też modne ubrania i, choć bardzo się staram, rozsądek wciąż przegrywa z zachciankami…
Jaguar: Dziękuję za rozmowę!
niedziela, 28 marca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz